fbpx

Relacje w sieci

with Brak komentarzy

zakapturzona osoba siedzi przy laptopie

Na temat tego, „jak budować” lub chociaż „jak nie psuć” relacji w sieci, można spokojnie napisać książkę. W wirtualnej przestrzeni jest tak wiele sytuacji, mających wpływ na nasze relacje, że niemożliwym jest opisać je wszystkie w kilku słowach. Pozwólcie, że dotknę tylko drobnego ułamka tego tematu.

W Internecie podczas kwarantanny

W najbliższym czasie, z powodu ogłoszonej kwarantanny, wielu z nas będzie przechodzić przez czas próby. Pozamykani w swoich domach. Pełni lęku o swoje zdrowie. Z narastającym napięciem. Być może z narastającą frustracją.

Sytuacja związana z pandemią, zmusza nas do wejścia w świat wirtualny, w świat internetu. Nawet tych, którzy do niedawna dzielnie się przed tym bronili. Dziś, szczególnie, jeśli mają dzieci, nie mają właściwie wyjścia i z Internetem muszą się przeprosić. I nie tylko z Internetem, ale bardzo często też z mediami społecznościowymi.

Zaburzony kierunek dziedziczenia wiedzy

Funkcjonowania w sieci nikt nas nie uczył. Weszliśmy w to po prostu, z dnia na dzień. I zazwyczaj, metodą prób i błędów jakoś próbujemy się w tym odnaleźć. Nasze dzieci, można powiedzieć, że urodziły się już podpięte do sieci. Co, poniekąd, też rodzi pewien problem. Problem dziedziczenia wiedzy i umiejętności. Dotąd istniała pewna prawidłowość, że młodych ludzi, z każdą dla nich nowością, zapoznawali ich rodzice lub inne starsze osoby np. nauczyciele. Dając im jednocześnie kilka rad i przestróg wynikających z własnego, wieloletniego doświadczenia. W przypadku Internetu, młodzi wyprzedzili starszych i żadnych porad „na drogę” od nich nie otrzymali. Przeciwnie, to młodzi próbują w jakimś sensie tych starszych uczyć. Tylko, czym innym jest uczyć się technicznej obsługi komputera czy Internetu, a czym innym jest uczyć się w nim funkcjonować, jako osoba będąca częścią społeczności.

Dziś chcę poruszyć tylko jeden aspekt naszego społecznego funkcjonowania w sieci. Mam nadzieję, że choć niektórym z Was moje słowa pomogą i być może, uchronią Was od niepotrzebnego napięcia, stresu, lęku, czy nawet agresji.

Jestem stałym użytkownikiem mediów społecznościowych. Niestety to, co mnie w nich najbardziej przeraża, to poziom tzw. publicznej dyskusji, jaka nierzadko odbywa się za pomocą różnych komentarzy pod publikowanymi postami. O samych prowokacyjnych postach nie będę się teraz rozpisywał.

Agresja jako mechanizm obronny

Chciałbym Was zwyczajnie przestrzec przed udzielaniem się w takich dyskusjach. Dlaczego? Bo w takiej dyskusji zazwyczaj nie ma szans na merytoryczną rozmowę, ponieważ u większości z nas automatycznie włączają się pewne psychologiczne mechanizmy, nad którymi bardzo trudno zapanować. Ale po kolei.

Jak uruchamiają się te mechanizmy? Ktoś pisze komentarz, z którym się nie zgadzacie. Nawet więcej. Macie miażdżące, logiczne argumenty, którymi spokojnie udowodnicie słuszność swojej racji. W czym problem? Otóż tamta osoba, umieszczając swój post lub komentarz, upubliczniła swoją opinię, poddając się tym samym publicznej ocenie. A ponieważ nikt nie lubi być krytykowanym (zwłaszcza publicznie), to na wasze argumenty, siłą rzeczy odpowie emocjami. Ich emocjonalna wypowiedź pobudza wasze emocje i wzajemny hejt pięknie się rozwija. Pewnie każdy z was coś takiego widział, albo nawet brał w tym udział.

I teraz najlepsze. Czy w takiej „dyskusji” ktokolwiek, kiedykolwiek i kogokolwiek przekonał do swoich argumentów? Bardzo, baaaardzo rzadko coś takiego spotkałem. Zazwyczaj kończy na się mniej lub bardziej eleganckich wyzwiskach. I po co to komu?

Konfrontacja w realu a konfrontacja w sieci

Dlaczego w ogóle do tego dochodzi? Zauważcie, że nasze zachowanie w sieci znacznie różni się od zachowania w realu. Wyobraźcie sobie sytuację, w której jadąc tramwajem, słyszycie za sobą rozmowę dwóch innych pasażerów. Rozmawiają na temat, na którym się znacie i delikatnie mówiąc, nie mają racji. Czy w takiej sytuacji tak samo chętnie włączycie się do dyskusji, jak to robicie w sieci? Zaryzykuję stwierdzenie, że zdecydowana większość z Was tego nie zrobi. Wysiądziecie z tramwaju, mrucząc pod nosem coś w rodzaju: „co za bzdury” i tyle. Dlaczego? Bo spotkanie twarzą w twarz nie daje nam takiego poczucia bezpieczeństwa, poczucia komfortu, jakie daje nam rozmowa w sieci. Wiemy podświadomie, że konfrontacja na żywo, może być znacznie bardziej nieprzyjemna, niż ta na odległość. Zwłaszcza, że zazwyczaj zakładamy, że szansa na spotkanie w realu innego internauty, jest raczej znikoma. Choć, jak pokazują dziś liczne sprawy sądowe, bywa z tym różnie. To zależy tylko od determinacji osoby obrażanej.

Lepiej prywatnie niz publicznie

Pamiętajcie, że nie można wygrać publicznej dyskusji w sieci. Jeśli ktoś pisze komentarz, z którym się nie zgadzacie, to najlepiej będzie zamknąć ten post i już więcej do niego nie zaglądać. Jak wspomniałem, osoba, która upubliczniła swoje poglądy lub opinie, jest automatycznie poddana publicznej ocenie. Jeśli udowodnicie jej, że się myli lub zwyczajnie obalicie jej argumenty, jej mechanizmy obronne nie pozwolą jej przyznać się do błędu, a zamiast tego spotkacie się z mniej lub bardziej agresywnym atakiem. I nic merytorycznego z tego nie wyniknie. Co najwyżej zepsujecie sobie kilka najbliższych godzin lub nawet cały dzień.

Jeśli koniecznie chcesz się z kimś wymienić poglądami lub podyskutować z jego opinią, to lepiej będzie to zrobić w prywatnej wiadomości, przez mess lub inny komunikator. Teoretycznie jest większa szansa na merytoryczną rozmowę, bo nikt inny tego nie widzi. Niestety musisz się liczyć z tym, że taka osoba może upublicznić twoje wpisy (nieco okrojone) opatrując je odpowiednim swoim komentarzem, pozbawiając cię tym samym możliwości obrony swoich argumentów.

Kiedyś było łatwiej, bo ludzie się spotykali i rozmawiali. I nawet, gdy różnili się w poglądach, to nie musiał się o tym dowiadywać cały świat. Gdy się nawet pokłócili, to raczej w małym gronie. Nieliczni świadkowie mogli być wtedy arbitrami w takiej dyskusji lub nawet rozjemcami, gdy emocje sięgały zenitu. Dziś, publikując niby neutralny post, możesz się w komentarzu dowiedzieć, że jesteś głupi, czego sam miałem okazję doświadczyć. Takie czasy, takie życie.

Spotkanie on-line

W najbliższych tygodniach, w związku z ogłoszoną kwarantanną, każdy z nas będzie starał się wypracować jakąś strategię przetrwania. Ponieważ dla wszystkich jest to całkiem nowa sytuacja, to nie mamy gotowych, sprawdzonych strategii radzenia sobie z tą sytuacją. Może być różnie. Niestety już zaczynają pojawiać się sygnały, że niektórym z nas blokady puszczają. Spodziewam się, że poziom hejtu w Internecie będzie niestety narastał, bo ludzie będą szukali sposobu na wyrzucenie z siebie frustracji.

Moja rada? Mniej czytania postów i komentarzy, a więcej spotkań z ludźmi. Nie mówię tu o rodzinie, bo to oczywiste. Warto wykorzystać ten czas na zacieśnienie relacji z najbliższymi. Choć mam wrażenie, że i tego musimy się teraz uczyć, ale to już temat na inny tekst. Mówię o spotkaniach ze znajomymi, z przyjaciółmi. I oczywiście, do tego też nie trzeba wcale wychodzić z domu. Internet daje nam możliwość wideo-rozmów. Gdy widzisz osobę, z którą rozmawiasz, widzisz też jej mimikę, emocje i mowę ciała. I siłą rzeczy jesteście skoncentrowani na sobie. Poświęcacie sobie całą swoją uwagę. A to jest przecież podstawa budowania dobrych relacji. Kontakt wzrokowy, werbalna rozmowa, uśmiech. Tego nie zastąpią ani żadne napisane słowa, ani żadne emotki. Pozdrawiam.